UTMB 2023 – cz. II

Posted on

ARNOUVAZ

Znów bardzo spokojnie robię ten punkt. Robię znów mieszankę węglowodanową, nalewam wodę. Trochę długo to trwa. Tak dobiegając do tego punktu przypomniało mi się, że ta dziewczyna pytała mnie się ile ma przewagi, spokojnie 6 minut. Tak było, ale na punkt dobiegła ponad 20min za mną – kryzys. A jeszcze parę kilometrów wcześniej minęła mnie jak furmankę. Teraz właśnie wiem, że takie zrywanie tempa szkodzi bardzo mocno. Wejście na przełęcz Ferret idzie mi mozolnie. W zeszłym roku miałem gaz na tym odcinku i łapałem kolejnych zawodników, ale zgasłem na szczycie. Teraz po prostu idzie mi mozolnie.


COL FERRET

Ma to jednak wpływ na wyniki. Wolniej 14 minut robię ten odcinek. Jasne punkt 2-3 minuty, ale prawie 10min na samym odcinku 4-5km straciłem. Ah szkoda. Także wiem, że jestem bardzo mocno poza zasięgiem swojego planu – jakieś 27 minut. Teraz jeszcze przez chwilę myślę o 22:30! Ale szybko znika ta myśl, bo ja naprawdę źle się czuje. Na zbiegu z ferret poczułem pierwsze emocje związane z biegiem. W sumie w zeszłym roku także miałem tutaj kryzys. Chociaż teraz bardziej oceniam to jako niemoc. Sztywne nogi, a rywale uciekają. Zabawne tylko zostaje to, że zawodnik który przed chwilą mnie minął miał tak samo sztywne nogi jak ja, bo go znów złapałem na lekkim zbiegu. Tutaj powinno się lecieć. Przed sobą mam prawie 20km zbieg a ja człapię. Odwracam się i widzę, że znów dogania mnie ta dziewczyna. Okazuje się, że była to jednak Chinka. A jeszcze zabawniejsze, że po 500m mija mnie francuska a nie Chinka. Dosyć gęsto się zrobiło wokół mnie – dziewczyn. Zmotywowała mnie Blandine i pobiegłem za nią. Razem dogoniliśmy Gediminasa który słabo zbiegał. Wbiegł chwile przede mną na punkt. Znów się przywitaliśmy. Znów też szybciej wybiegł z punktu – ja już nie pamiętam, czy węgle rozrabiałem. Mam tutaj małą lukę pamięci. Chociaż Koziołka spotkałem i trochę ponarzekałem do kamery. No ale to tak było, że nie czułem chęci rywalizacji na tym etapie. Po prostu biegłem. Strata ponad 17 minut! A to rozpiski prawie 30minut. Totalnie się załamywałem. Ale noga trochę mnie puściła za to jak zszedłem z wysokości.

Dość szybko dołączyłem do Gediminasa, wymieniliśmy się zdaniem i ruszyłem przed siebie. Zdecydowanie lepiej mi szły płaskie i lekko w dół odcinki. Po drodze musiałem jeszcze wskoczyć w krzaki na dłuższe posiedzenie. Już mnie gniotło od 8h. W końcu! I zabawne, bo w podobnym miejscu co w zeszłym roku. Przewaga ok 18 minut się utrzymała. Chociaż czułem, że w tym roku ciut lepiej mi poszło z podejściem do Champex Lac.

Champex Lac

Pozycja 39. Generalnie patrząc po międzyczasach to pozycje w zeszłym roku te same bym utrzymywał. Za długo tutaj siedzę, ale zmieniam buty. Sergiusz czyści mi stopy i sypie jakiś puder na odparzenia. Nie najgorsze są stopy, ale czuje mały odcisk i nie chce ryzykować. Na pewno byłem dłużej niż 6 minut na punkcie, bo taką miałem przewagę nad Francuską. A teraz właśnie wbiegła. Tutaj jest fajna ekipa kibicujących. Paulina, która była 4 na TDS. Radek z kamerą, Julien na rowerze, który przyjechał mi kibicować. Trochę z nim gadam jak tak jedzie obok mnie, ale nie za dużo, bo nie mam zbytnio humoru.

Kolejny odcinek nawet jakoś idzie – szału nie ma, ale wiem, że i tak szybciej niż w zeszłym roku, bo miałem tutaj duży kryzys wtedy. Teraz pilnowałem jedzenia i picia na tym etapie.

La Giete – 138km

Niby nadrobiłem te minuty z zeszłego roku, ale nadal wolno zrobiłem ten etap – Gedminas 10min tutaj nadrobił. Ja też bez motywacji biegłem/ poruszałem się. W tym punkcie zatrzymałem się, aby nalać wody. W zeszłym roku po prostu przebiegłem. To pokazuje mi jak na spokojnie pokonywałem te etapy. Mięśniowo byłem zdecydowanie lepszej dyspozycji, także energetycznie, ale wola walki uleciała ze mnie.

Trient

Zmniejszyłem stratę do poniżej 10 minut. Na biegu mnie to akurat nie interesowało. Wiedziałem tylko, że mam stratę do swojego celu 55 minut. To było strasznie dołujące. Z ciekawostek dodam, że w zeszłym roku na tym samym miejscu byłe w Trient. Także ten punkt nieco szybciej zrobiłem niż pozostałe. Tutaj po wyjściu trasa znów się zmieniła. Dodali 500m więcej. Mimo to 7 minut zniwelowałem stratę. A w głowie miałem fakt, że to w zeszłym roku tutaj napierałem mocno! Ale też miałem bombę energetyczną w zeszłym roku. Na zbiegu spotkałem Monikę, z którą byłem na obozie parę lat temu. Po minięciu jej coś we mnie pękło. Zacząłem płakać i drzeć się. Bolało mnie. Chciałem przyśpieszyć chociaż na chwilę, ale ból nóg był tak silny, że nie mogłem przełamać swojej psychiki.

Na zbiegu znów było rozwidlenie tras względem zeszłego roku – kolejne 600m dłużej. Łącznie już 1,6km dłuższa trasa względem zeszłego roku. I dobiegając na dół strasznie wolnym tempie. Łącznie ponad 19 minut wolniej niż w zeszłym roku. Trochę przez wydłużenie trasy, ale też moje wolne tempo. W zeszłym roku tutaj właśnie się odblokowałem. Wleciałem na punkt i wybiegłem.

Vallorcine – 154km

Teraz siadłem i czekałem aż mi Sergiusz spakuje wszystko. Bez motywacji totalnie. Wyszedłem mocno zniechęcony. Już dawno powinienem zakończyć ten bieg. Miałem jednak kilka powodów  by zostać. I generalnie nie dla siebie to zrobiłem. Tutaj wypuściłem bieg. Przemieszczałem się bardzo wolno. Spotkałem Kasię Wilk, Jędrka i Juliana ora Koziołka. Chwilę z każdym coś pogadałem, ale bez chęci do walki. Także na tym etapie 4 wyraźna zmiana trasy – tym razem na plus dla zawodników. Chociaż myślałem wstępnie, że to dłuższy etap. Szkoda, bo po fakcie dopiero się o tym dowiedziałem. W głowie miałem odcinek dłuższy o 2km a się okazuje, że trasa łącznie zmniejszyła się do 1,4km. To tutaj siadłem do jeziorka, aby się ochłodzić. Nie wiem, czy potrzebowałem tego ale zrobiłem sobie taki przerywnik w biegu. Leżałem tak z minutkę dwie i spokojnym marszem ruszyłem dalej. O dziwo na tym etapie zbytnio mnie nie doganiali. Myślę, że na tym etapie paru kilometrów straciłem 13-14min, bo taką miałem przewagę nad Niemką, która właśnie mnie złapała. Raptem 4km za punktem odżywczym. Złapała mnie, wyprzedziła, ale nie uciekła. Ciut mnie zmotywowała, aby tak mozolnie nie lecieć. Ale też mam wrażenie, że ona sama też zgasła. Nawet po paru kilometrach poprosiła mnie abym leciał przed nią. Totalnie nie miałem z tym problemu. Pod samą przełęcz oboje przeszliśmy w marsz.

La Flegere
Najsmutniejszy punkt dla mnie. Nie tak sobie to wyobrażałem. Chciałem tutaj pocisnąć, ile sił w nogach w walce o te chociaż 22:30. A ja teraz po prostu spaceruję. Nogi nabite, ale bardziej mental wypalony. Wychodzę z punktu przed Niemką, bo w sumie nie mam co tam już robić. Czuje się dobrze, bo przecież spacerowałem przez ostatnie 2 h. Trochę truchtam w dół. Łapie jeszcze zawodnika, który miałem przecież 15min przewagi na górze. Ale takie jest właśnie UTMB. Zaraz mnie też dopada Niemka. Trochę nie wiem o co chodzi, ale leci bardzo szybko. Zastanawiam się czy ucieka przed kimś czy akurat chce się ze mną ścigać. Odrzuciłem wersje ścigania się z dziewczynami, ale teraz widzę po wynikach, że mogło to być motywacją. Ja jednak impulsywnie przyjąłem wyzwanie.

Ruszyłem za Niemką! Co mnie zdumiało właśnie Dawa Sherpa mnie minął jakby właśnie robił wybieganie. Z lekkością i zarazem szybkością. No to ja za nim, ale podejrzanie bardzo szybko biegł. To tempo jakieś 4:30… ale trochę kamieni, małe uskoki. No nie dałem rady utrzymać i po prostu leciałem przed Niemką, która nie odpuszczała. Ten fragment bardzo mnie zmartwił, bo jeżeli teraz mogę cieszyć się i biec z pełnej rury to czemu nie mogłem tego zrobić przez ostatnie 30km. Przecież nie miałem kryzysu i nie forsowałem tempa. Mental, mental i jeszcze raz podejście mentalne. Witam się z Andrzejem, który jeszcze chwile temu pisał mi wiadomości, aby walczyć. Generalnie bardzo dużo osób pisało, ale ja czytałem i się zniechęcałem.  Żałuje, że nie zmotywowało mnie to.

Jeszcze mam dylemat przed metą czy wyprzedzać Niemkę czy też nie – oba rozwiązania będą skracać moją radość z mety. No, ale już jak jesteśmy w mieście to zrobiłem tego ‘’rytma’’ i dobiegłem przed.

Meta

Wyszukuje wzrokiem Olę z dziećmi – to ułamek, sekundy, chwila, która daje radość w tym moim smutnym biegu. To co mnie motywowało, aby ukończyć. Ta krótka chwila z rodzinką. Trochę dla nich, ale dla wszystkich tych którzy poświęcili czas i pieniądze, aby tam być. Nie chciałem schodzić, bo wiem jak smakuje DNF jak ktoś na Ciebie czeka. Teraz byłoby to najbardziej rozsądne. Za dużo zainwestowałem czasu i pieniędzy. Za dużo osób zaangażowałem. Za długo czekałem, żeby zaliczyć DNF. To byłoby najbardziej rozsądne, ale nie zrobiłem tego.

Żałuje, że nie motywowało mnie wszystko na biegu inne tylko swój cel. Szkoda, bo widzę teraz jak bardzo marnowałem czas. Szkoda, że nawet tych 5 minut nie urwałem z zeszłego roku. Szkoda, naprawdę szkoda. No ale czasu nie cofnę i też nie chcę się rozczulać na tym zbytnio. Liczę, że rok po prostu zleci szybko i będę miał tak pomyślny jak ten.

To było moje najdłuższe UTMB. Na zegarku 176km! Za to w praktyce dłuższe niż zeszłoroczne o 1,4km. Finalnie fajnie, że dobiegłem, bo mam chociaż międzyczasy i wiem jak na danym etapie się czułem. To też duża lekcja na przyszły rok. Wiem też, że jestem wstanie biegać cel, który sobie wyznaczyłem. Za to składowe sukcesu to pełna lista na papierze. To nie tylko zdrowie, brak kontuzji i przerobiony trening. To także pogoda, żywienie, sprzęt oraz dobra strategia i przede wszystkim mocna psycha!

Ale zrozumie to tylko ten biegacz, który posmakuje UTMB, bo to są Igrzyska Śmierci.

Jedyne zawody, w których tylko ikony sportu, tych których podziwiam leżą na łopatkach. Lista ciekawych DNF z 931 DNF:

Petter Engdahl – 930 – Champex Lac
Thomas Evans – 916 – Courmayer
Miquel Heras – 906 – Arnouvaz
Jiaju Zhao – 904 – La Fouly
Anders Kjaerevik – 898 – Courmayer
Jean -Philippe Tschumi – 896 – Champex Lac
Jose Angel Fernandez Jimenez – 895 – Les Contamines
Pau Capell – 894 – Arnouvaz
Ionel Cristian Manole – 888 – La Fouly
Jonas Russi – Lac Combal
Ben Dhiman – Les Chapieux 

Ciężko mi napisać jakieś głębsze podsumowanie. Jest to bieg po którym mam w głowie tekst: ”Walić to! Nie ma tematu – za rok też jest bieg”. Z jednej strony jest to nadal niezłe doświadczenie mimo iż już, któryś raz z kolei podchodzę do tego tematu. To w sumie 5 start na głównym dystansie festiwalu. Za rok minie 10 lecie mojego startu na UTMB. Wypada się przygotować i może koszulę założyć…

https://www.strava.com/activities/9771343563/overview

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *