Seville Marathon – 2h 24min 28s

Posted on

2h 24min 28s Zurich Maratón de Sevilla

Tak szybko to się działo, że ja nie wiele pamiętam z samego biegu. Nie jestem wstanie przypomnieć w jakie ulice przebiegałem, gdzie byłem. Skupiony 100% na biegu i pilnowaniu grupy. Relacja to miała być, ale może wyjść dość okrojona.

Jak wiecie ostatnie parę miesięcy to u mnie przygotowania do ulicznych biegów. Zero biegania po górach i wielkich objętości treningowych. Świeżość i prędkość! Dosyć entuzjastycznie podszedłem do startu w maratonie, gdyż po prostu ostatni raz startowałem 6 lat temu. Fajnie było by w dobie karbonu wyśrubować życiówkę. Na początku przygotowań stwierdziłem, że sam fakt urwania parę sekund z życiówki 2:29:35 będzie optymistyczny.

Trening generalnie dobrze się układał, ale miał sporo dziur związanych z zdrowiem czy pracą. Ale trochę się odkułem krótkim startami. Oczywiście był lekki spadek mocy w przygotowań w grudniu. Natomiast w styczniu wszystko szło jak po sznurku. Na tyle że cel ustawiłem z Jacek Tyczyński na 2h 25min!

Ostatnie tygodnie to naprawdę świetnie samopoczucie i poczucie dużych prędkości jako by były lekkie. Na 2 tygodnie przed startem już z chęcią bym wystartował. No i pechowo los chciał, że w ostatnim tygodniu nabawiłem się bardzo silnego bólu zęba, który osłabił mnie poprzez brak snu. Także troszkę moja pewność siebie stopniała. Ale nie na tyle, aby swój cel realizować.

Do Sewilli wybrałem się sam, gdyż obecnie przebywam w Santa Pola i po prostu logistycznie było łatwiej i taniej, abym wyskoczył sam na bieg. Z resztą też, chodziło o skupienie się na biegu tylko. Lot z Alicante – Sewilla – Alicante to koszt 350zł w dwie strony. Jak na to, że 1h podróż samolotem z lotniska, który był w pobliżu Santa Pola…

Dzień przed przyleciałem, odebrałem pakiet startowy, chwilę się pokręciłem i pojechałem na kolacje do Lucyny i Grzegorza z Natural Born Runners. Potem do hotelu. Dumnie brzmi, ale wybrałem najtańszy wariant i poza bookingiem aby jeszcze oszczędzić. Hotel mały, taka klitka dla chomika, ale ja dużych rozmiarów nie jestem. Plus, że w centrum miasta i blisko na start. Fajna lokalizacja. Minus to, że głośno, ale na to byłem przygotowany i zabrałem zatyczki.

Generalnie noc przed zbytnio nie stresowałem się biegiem, tak jak tydzień temu, więc dobrze spałem. Skupiony bardziej czy mnie boli ząb i czy wpływa to na moją formę. Oceniłem, że nie – ale lekki dyskomfort był. Chociażby, że myślałem o tym.

Wstałem o 6:00 zjadłem kawałek bułki z dżemem, herbata (niestety zabrakło kawy), wypiłem trochę węgli w płynie, banan i ze spakowanym depozytem o 7:45 wyszedłem na rozgrzewkę. Z Grzegorzem prze truchtałem na start. Rano dość rześko, że w rękawiczkach musiałem być. Niby 30min do startu, ale zrobiło się dosyć nerwowo. Tłum ludzi czekał na wejście do przejścia na start. To jeszcze nie wejście do strefy.

Chciałem jeszcze rozgrzewkę drugą część zrobić ale poczułem, że nie ma tutaj czasu na to. Stałem w kolejce do tego, aby 2 osoby sprawdziły czy wszyscy mają numer startowy. O zgrozo! Działanie słuszne, ale że tylko 2 osoby w wąski na 3 metry lej… a za Tobą tłum 10 tyś osób. Nie wiem jak potem, ale udało się przecisnąć.

Szybkie oddanie depozytu. Udało się wejść jeszcze do toalety – o dziwo w dalszej części mniejsze kolejki były do WC. I tu znowu zwężenie kontrolne. Znów sprawdzenie. Teraz to chwilę trwało. Oprócz rozgrzewki 2.5km to myślę, żeby przejść do strefy kolejne 2km zrobiliśmy. Tuż przed wejście na start kolejna kontrola. Też dość szybko, ale kolejne sekundy uciekły. Na 3minuty przed startem dobiegłem do przodu i wszedłem w swoją strefę poniżej 2:45. Nie chciałem stać tak daleko. Zacząłem przesuwać się do przodu. Często osoby mnie blokowały specjalnie. Po przeproszeniu o dziwo za każdym razem przepuszczali. Myślałem, że będę musiał wchodzić w dyskusje. W sumie już miałem na końcu języka czemu to robię. Stanąłem dość blisko startu. I w tym momencie ochrona połączyła nas z elitą i myślę, że tak 7-8 rzędzie stałem. Nawet nie zdążyłem… nie wiem? ułożyć się w tym miejscu i usłyszałem sygnał startu!

Jedną teraz miałem myśl i nie było to: ”no w końcu!”, ”jedziemy z tym maratonem!” ”Ale stres!” Tylko: ”nie przepal pierwszego kilometra”. To sobie powtarzałem.

Tak też zrobiłem – 3:28!
Przypominam, że ustawiłem sobie cel 2h 25min czyli 3:26 tempo, ale też przed startem założenia były 3:25… no i tutaj muszę przerwać relację. Bo to co zrobiłem dalej nie do końca było impulsywne.

Gdzieś przed startem w treningu mi się powodziło i tempo 3:20-3:21 było fajne dla mnie. Też takie poczucie miałem, że starty mi lepiej zazwyczaj wychodzą niż to treningi wskazują. Chociażby ostatni półmaraton tuż po chorobie. Więc po cichu liczyłem, że jak będzie komfort podczas biegu to będę łap się szybszy grup. Mimo wszystko nie wiedziałem na co mogę liczyć, bo dawno nie biegałem maratonu…

Złapałem się grupy kobiet. Dosyć na początku rozciągniętej. Za to po paru kilometrach zbiła się w całość. Tempo 3:20 ale jeszcze nie wiedziałem tego. Szukałem swojego miejsca w stawce. Myślę, że wokół jakieś 40 osób. Na 5km dostrzegłem Jakub Gorzelańczyk Runner i trochę się zdziwiłem, bo pamiętałem, że wspominał mocniejsze tempo na początku. No ale też pomyślałem, że to jest też rozsądniejsze dla niego na łamanie 2:20. Widziałem go na 5km, ale po chwili dołączył do grupy prowadzącej kobiet. To była kolejna duża grupa. Ja jeszcze chwilę zostałem w swojej!

5km – 16:57 (Brutto) – 3:23min/km

Takie tempo było fajne, czułem się rewelacyjnie. Kilometry bardzo szybko minęły. Przed chwilą przecież przepychałem się na start. Patrząc jednak jak łatwo Kuba dopadł grupę przez chwilę pomyślałem, że może dołączę. W sumie to było bardzo kuszące, bo przed nimi jechał samochód z zegarem dla pierwszej kobiety. Zarazem była to czołówka kilku kobiet. W tym 2 Polaków! Tak, bo zauważyłem także Adriana Żakowskiego, o którym wspominał Kuba, że będzie atakował 2:20! Noga podaje, czuje się rewelacyjnie przy prędkości 3:20. I właśnie jakieś zawirowania się zrobiły na punkcie odżywczym, że w sumie trochę z przodu leciałem.

Więc dołączyłem do grupy przed sobą. Najpierw złapałem 3biegaczy. Na relacji po 30min biegu jeszcze poza grupą. Tutaj pomyślałem że nie możemy w 3-4 biegać. Nie po to tutaj jestem, żeby zaraz samemu walczyć o wynik. Uznałem, że grupa mi potrzebna. A zarazem jest to bardzo ekscytujące biec z elitą kobiet. Na 10km złapałem ogon grupy.

10km – 33:35 (Brutto) – 3:22min/km

Netto ten odcinek 5km pobiegłem poniżej 3:20. Jakieś 16:37. Też wciągnąłem żel Gu. Trochę zimno mi było w dłonie i ciężko otworzyłem opakowanie. Umiejętności z pica z kubeczków też muszę nauczyć się. O dziwo ciężko wychodził. Chwyciłem butelkę… lepiej wyszło.

Leci się rewelacyjnie. Noga podaje, mam dużą grupę ok 20-25 zawodników. Zegar przed sobą i ludzi, których znam. Bardzo mocno skupiałem się na biegu i nad tym jak się czuje, bo były to prędkości ryzykowne dla mnie. Leciałem głównie z tyłu szukając osłonienia przed wiatr. Gdzieś tu się przywitałem z Kubą, który też leciał bardzie z tyłu. Za to na 15km mimo iż był to dla mnie odcinek najszybszy to zaraz tempo się zwiększyło. Kuba też poprowadził.

15km – 50:06 – 3:20min/km

Netto ten odcinek pobiegłem 16:31, czyli po 3:18! Ciekawie się zrobiło. Nawet nie zwróciłem uwagi na poszczególne kilometry bo ciężko było ogarnąć gdzie są. Starałem się robić lapy na zegarze gdzie stał znacznik. Natomiast czasem go nie widziałem. Do tego momentu biegło się bardzo dobrze, ale między 16-17km chłopacy rozerwali grupę. Z tej perspektywy było do zrozumiałem jeżeli chcieli walczyć o 2h 20min! Mi natomiast to nie na rękę było. Ale tu właśnie był problem, że pycha wygrała. Miałem myślenie, że jak tu wytrzymałem z nimi to im dalej tym będzie lepiej. Błąd. Nie potrzebnie ruszyłem za nimi. Dla mnie zmiana tempa z 3:20-3:21 na 3:17-3:18 była dosyć dokuczliwa. Teraz patrząc na relację jakbym cofnął czas powinienem zostać z dziewczynami.


20km – 1h 06min 57s – 3:22min/km

Netto odcinek 5km 16:52 – czyli 3:22! Dla mnie to było ok. Nadal względny komfort, ale wiedziałem, że zaczyna się praca. Grupa mocno stopniała. Nadal całościowo to tempo było przyzwoite na jakieś 2h 21min 09s. Wiedziałem że spadnie tempo. Liczyłem, że to zrobi się nie znacznie. Półmaraton minęliśmy w 1h 10min 35s. To mój drugi najlepszy czas na tym dystansie. Dopiero jak zobaczyłem ten czas na zegarze na trasie uświadomiłem sobie, że zapierdalam. Z jednej strony się cieszyłem, ale z drugiej wiedziałem że może być z tym problem. Liczyłem jednak że złamanie 2:23 jest nadal realne. Wystarczyło przecież teraz pobiec po 3:26…

Generalnie moje najszybsze 10km w trakcie tego maratonu to 33:08! To lekko poniżej 3:18min/km. Po półmaratonie jeszcze wpadły kilka szybkich kilometrów i jakby wybrać najszybszy odcinek półmaratoński to wychodzi mi 1:10:18 czyli 30s wolniej niż mój półmaraton. Generalnie wiem, że mój wyniki na tym dystansie jest obecnie mocno niedoszacowany, bo robiony po chorobie, ale jednak teraz jestem blisko tego…

No i czar prysł! Idealnie po półmaratonie nastąpiło następne zerwanie. Tego już nie udźwignąłem. Nadal biegłem szybko ponad to… 3:13-3:17 tempo wpadło! Na 24km już zagotowałem się. Kuba mi uciekł, a Adrian Kubie. Kilka jeszcze osób biegło, ale też kilka odpadło. Trochę w zawieszeniu. Tutaj też gryzie się w brodę, ale po fakcie to każdy mądry jest. Tamta chwila to ciężko o rozsądną decyzję. Biegnie się sercem, a mózg już zmęczony, aby podejmować decyzję. Myślałem że i tak zwalniam. A tak naprawdę na 24km dopiero puściłem tempo.


25km – 1:23:37 – 3:20

Na tym odcinku prognoza jeszcze lepsza była, ale to też przez urwanie po półmaratonie. 2h 21min 04s… no grubo. Netto 5km odcinek robię 16:41! Czyli szybciej niż ostatni. Ale jeszcze 17km przede mną i to w samotnym biegu. Kolejne kilometry nie pamiętam zbytnio. Rozmyły mi się. Miejscami z kim biegnę. O dziwo nadal nie tracę jeszcze zbyt wiele. Do 30km biegnę nadal zajebiście. Może przez to, że wpadł odcinek lekko z górki. Nie wiem!

30km – 1:40:29 – 3:20

Prognoza 2h 21min 18s. Teraz po fakcie jestem w szoku. Na biegu nadal czułem że jest bardzo dobrze na poniżej 2:22, ale myślałem że wyraźnie zwolniłem. Odcinek 5km był 16:53! Czyli nadal szybciej niż pierwsze 5km. Tutaj już zacząłem myśleć o tempie swoim początkowym – liczyłem żeby tylko utrzymać 3:25. Zaczął się robić kryzys. Nie wielki, ale jednak kryzys. Widziałem w oddali chłopaków, myślałem o tym, że nawet zaczynają między sobą się ścigać. Chociaż chwilę przed 35km miałem wrażenie, że się zbliżam do nich. Przez chwilę mnie to motywowało.

35km – 1:58:00 – 3:22

To nadal prognoza super 2:22:14… ale to ze średniej. A wiadomo było, że nie utrzymam tego. Musiałem tylko starać się nie traci. Netto odcinek 5km to 17:31 czyli po 3:30! Widziałem że już takie kilometry wpadają. Mówię sobie, żeby chociaż właśnie te 3:30 trzymać. To chociaż 2:23 z małym hakiem będzie! Tak dużo liczyłem. A szkoda, mogłem walczyć – łapać zawodników. A zmęczenie tutaj było za silne. Szkoda! Moje matematyczne przemyślenia zabijają ducha walki. To jest 3 rzeczy, którą żałuje. Tutaj dogoniła mnie pierwsza kobieta.

Tak sobie myślałem i plułem w brodę sobie. Mogłem lecieć z nimi. Teraz tylko mi śmignęła. Chciałem się złapać, ale pary wystarczyło na kilka ruchów nogami. No ale jeszcze byłem nadziei, że nadal te słabe tempo jest znośne. Jednak na 3km przed metą dobił mnie jeszcze mocniejszy kryzys! Pęcherz w lewej nodze pękł mi na tyle boleśnie, że pierwsze co myślałem że złamałem palec. Zacząłem kuleć przez kilka kroków. Ale było to dla mnie oczywiste, że nie jest to przecież możliwe. Chwilę mi zajęło, aby zrozumieć, że to musi być pęcherz. Ból bardzo nie przyjemny. Na tyle, że musiałem zmienić styl biegu.

Tu zaczęły się schody. Mocno zwolniłem o jakieś 6-8s na kilometrze. Czułem, że tracę dużo! Coraz więcej osób mnie zaczęło łapać, a ja nic z tym nie robiłem. Taka maratońska wegetacja.



40km – 2:16:19 – 3:24

Gdyby tak spiąć się na te 2km, zacisnąć zęby! Ale ja w głowie przelicznik i ile mogę zwolnić na 2:25. Wiem, że teraz łatwo się mówi, ale brakowało mi tej złości. Tutaj wyprzedziła mnie 2 i 3 kobieta. Nawet nie zwrociłem uwagi. Netto z 5km to 18:18 czyli lekko poniżej 3:40. Ten 39km mocno podniósł średnią.

Ostatnie 3km były dramatyczne w tempie właśnie 3:44! W tym czasie jeszcze sporo osób mnie dogoniło i kolejne 2 kobiety :)

42km
Na ostatnich 200m dostałem oświecenia! Nie dlatego, że zobaczyłem metę. Tak już człapałem! Dlatego, bo wyprzedzał mnie inny Polak – Tomasz Mikulski. Zanim do mózgu doszło, że mnie wyprzedza i zakodowałem to tak parę sekund minęło. To jednak jest niezwykłe jak taka sytuacja wpływa na mózg. Normalnie po 3:13 już finiszowałem. Nie miało to zupełnie znaczenia. Tylko po fakcie sobie pomyślałem… szkoda, że mnie nie dogonił tak na te 3km przed. Bo, aż mnie w oczy raźni te 3 ostatnie kilometry.

Chociaż dałem z siebie tyle ile mogłem, bo aż na końcu czułem wymiociny w przełyku. Nogi po 2 dniach zmiażdżone, nocka ciężka przespana.

42,195 – 2:24:32 Brutto, a 2:24:28 Netto!


Skończyłem rywalizację na 86 pozycji. Przede mną 5 kobiet i 4 Polaków. Jestem z siebie zadowolony. Poprawiłem życiówkę o 5 minut po 6 latach i w sumie jest to mój 3 poważny maraton, a 2 to którego się specjalnie przygotowałem. Mimo na koncie 110 zawodów na dłuższych dystansach.

Jestem zadowolony bo niecałe 15 miesięcy temu robiłem Główny Szlak Beskidzki 500km i zniszczyłem maksymalnie. Już przed jak i po tym wyzwaniu czułem się wolnym zawodnikiem. Pół roku temu zrobiłem UTMB 170km! A teraz znów biegam szybko, na miarę swoich możliwości. Na miarę swojego rekordu świata. Jestem nie zwykle zadowolony nie z wyniku, bo tej jest jak sami widzicie z relacji do poprawy, a z tego, że w treningu mi się powodzi i czuje duże zadowolenie z procesu.

Zdaje sobie sprawę, że teraz będzie trochę inaczej pod ultra. Może też nie będzie wyników sportowych, ale fajnie było na ten czas być po prostu zadowolony z trenowania i mieć na to ochotę. To ważne!

Po biegu

Długo jeszcze rozmawiałem z Kubą, który zrobił nową życiówkę i połamał 2h 23min. Też obserwujcie go, bo śmiga po górach. Zaś powrót do hotelu był stosunkowo długi… jakieś 3km szedłem 1.5h. Spokojnym tempie, bez butów. Patrzyłem jak inni biegną. Generalnie fajny to bieg! Sporo kibiców, dużo muzyki. Fakt, że tego się zbytnio nie słyszy jak biegnie się w tempie 3:20, a potem cierpi przy 3:40! Ale mam jakieś resztki obrazów przed sobą.


Analiza po

To, że już wspominałem, że mogłem tak czy inaczej zrobić na trasie to wiecie, ale tego się nie zmieni. Raczej też chciałbym dodać, że biegnąc w grupie było bardzo fajnym doznaniem. Z pewnością bieg za chłopakami z Polski dał mi motywację w rywalizacji. Takie to nasze typowe, ale w pozytywnym wydźwięku. Chociaż już jak był 30km to nie miało znaczenia. Oceniam, że maraton 2h 25min to cel łatwy. Jak na nierówny bieg to udało się to i tak osiągnąć. Myślę, że gdybym miał być w takiej formie jeszcze raz z takimi parametrami to tempo na złamanie 2h 23min powinno być dla mnie celem. Powinienem pobiec półmaraton ok 1h 11:30, a może 1:12… tak jak było mówione.

Z drugiej strony to też nie wiedziałem jak biegać taki bieg, jaki jest mój limit. Jak smakuje odczuwanie tempa w drugiej części, po 30km… To ważne doświadczenie. Liczę jednak, że za rok będę miał szanse równie fajnie przygotować się!

Zjadłem 4 żele na biegu i jeden bezpośrednio przed. Generalnie w tym pędzie ciężko zjeść dobrze cały żel. Myślę, że warto to przemyśleć następnym razem ze względu na możliwość wyrzucenia dużej zawartości opakowania. To samo z piciem. Mało. Mógłbym także ubrać koszulkę inna bardziej startową, ale nie miałem na tym wyjeździe. Zdarły mi się napisy w koszulce na ramiączkach. Buty – Rocket x2. Świetne – druga moja para. Dobrze było założyć nowe (50km rozbiegałem). Lepsze wybicie i komfort. Natomiast błąd zrobiłem, że założyłem zbyt grube skarpetki, które maksymalnie wypełniły miejsce w bucie. Stąd też ucisk na palce był duży i krew na końcu. Dopiero to na mecie zauważyłem. No i pękający pęcherz poczułem na 39km! Z pewnością dobrze mieć pomoc przed i po biegu… jednak maraton jest ciężki, ale…

Strasznie nabrałem ochoty na bieganie po ulicy !

Dzięki Jacek Tyczyński za przygotowanie do tego maratonu :)




2 Replies to “Seville Marathon – 2h 24min 28s”

  1. Świetna,analityczo-emocjonalna relacja z biegu .Kamil twój wynik jest naprawdę niesamowity.Zwłaszcza że jesteś biegowym góralem.Gratulacje????

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *