Pełną nazwę ciągle przekręcałem – zostańmy jednak przy Madonnie. Każdy znał, ale z wypadów na narty. Ja zbytnio nie jeżdżę i jakoś nie mogłem się nigdy zapoznać z kurortami narciarskimi w zimę. Za to cieszę się, że one są, bo w lato robią dobrą robotę pod bieganie górskie na wysokości. Zapraszam Was na podsumowanie obozu w Dolomitach…

Miejsce
Włoski obóz biegowy. Mimo iż piszę, że jest to wypad do Madonna di Campiglio to tak naprawdę spędziliśmy go w 3 różnych lokalizacjach leżących blisko siebie.
Madonna di Campiglio – 1500m n.p.m.
Campo Carlo Magno – 1650m n.p.m.
Passo del Tonale – 1890m n.p.m.
Dlaczego tam? Ważna była wysokość noclegu, no bo na obóz zawsze mogę też pojechać do Szklarskie Poręby. Dogodna do tego wysokość, aby poprawić parametry krwi. Chociaż tutaj nadal nie wiem czy planowany pobyt 3 tygodnie wpływa w jakiś sposób na krew. Zaś może właśnie nie hematologiczne korzyści mogą wynikać z pobytu na wysokości (mam nadzieję, że dobrze to nazwałem). O tym właśnie jakiś czas temu był nawet artykuł na bieganie.pl. Wracamy jednak do wyboru miejsca.

Ktoś powie, że miałem przecież jechać do Tignes. Miałem i chciałem jechać. Byłem w zeszłym roku i fajnie było, chociaż 3 tygodnie to za krótko na pobyt tam. Jednak Tignes to miejscowość położona na ok. 2300m. Warto jednak zrobić przed parę dni adaptacji organizmu do wysokości. Tu zaś na dzień dobry uciekają parę dni z treningu. Z drugiej strony wiedziałem, że Tignes będzie tanie pod względem noclegowym. Naprawdę są tanie noclegi we Francji i Szwajcarii w tych właśnie kurortach narciarskich. Poszukajcie sami na interhome.pl. No i w sumie plan był taki, że zrobię 5 dni trochę niżej niż Tignes i na resztę obozu zostanę w samym Tignes. Jednak plany trochę się rozmyły. Trochę z braku czasuna planowanie, a grupy wyjazdowej nie miałem zbytnio dogranej na pełne 3 tygodnie. Tak jak Tignes uważam za tanie miejsce na obóz to płacenie w dwie osoby za wszystko jest trochę już kosztowne. Dodać trzeba fakt, że to Tignes jest jakieś 1600km w jedną stronę. Z objazdem po kolegę, koszty autostrad to wyjdzie jakieś 1200zł w jedną stronę. Dużo i niedużo. Ja lubię jak jest tanio i długo.
Ja miałem jedną myśl głowie na wyjeździe, aby minimalizować koszty. Nie ograniczać przyjemności, ale nie wydawać więcej za tą samą rzecz czy usługę. Więc obóz w Tignes trochę poszedł z zapomnienie po rozmowie Bartłomiejem Przedwojewskim. Okazało się, że w tym samym czasie chciał jechać do Włoch na obóz. Jest bliżej i wysokość względnie dobra. Generalnie przeanalizował i najlepiej dla niego będzie spanie na 1500-1700m. Długo się zastanawiałem nad tym rozwiązaniem. Aczkolwiek przystaliśmy na tą opcję. Wraz ze mną Andrzej Piotrowski. Znajdziecie go na wikipedii (serio). Także na krótszy okres był mój brat Michał. Więc 4 osobowy skład to dobry skład, chociaż nie tak wesoły jak ekipa 8-12 osobowa na Teneryfie. Było spokojniej. Trochę się martwiłem o Andrzeja, bo jednak chciałby pobiegać po asfaltach. Generalnie ”milion” razy pytałem go czy będzie okej miejscówka. Po jego definitywnej zgodzie ruszyliśmy na podbój Włoch.

Różnicą obozu na kontynencie a na Wyspach Kanaryjskich jest fakt, że można zabrać dużo rzeczy ze sobą, bez ograniczeń kilogramowych. Zabrałem rower oraz zrobiłem zakupy w Polsce. Nie wiem czy miało to znaczenie jakieś duże w kosztach. Makaron, pesto, sos pomidorowy jest dość tani we Włoszech. Może jakiś komfort psychiczny to był.
Napisałem wyżej, że byliśmy w 3 różnych lokalizacjach. Wynikało to z tego, że mieliśmy tylko nocleg na tydzień i potem trzeba było szukać. Z drugiej strony myśleliśmy, że wraz z Andrzejem pojedziemy wyżej. I pojechaliśmy wyżej… 2km. Zostaliśmy z Bartłomiejem tydzień dłużej w tej okolicy. Po 2 tygodniach to już mi się nie chciało dalej jechać do Francji i tylko ruszyliśmy 50min dalej – do Passo de Tonale (bo Bart już wracał). W międzyczasie na parę dni dojechały dwie dziewczyny. Będę tu tajemniczy, bo nie wiem czy mogę wspominać o nich. Będzie to dla Was możliwość plotkowania…
Koszt noclegu:
1 tydzień – 2680zł
2 tydzień – 3090zł
3 tydzień – 1450zł
Dodając koszty dodatkowe w postaci klimatycznego i dzieląc to na osoby, które były to ja zapłaciłem za swój pobyt na 20 nocy – 2200zł. Czy to dużo? Nie wiem. Ocena indywidualna. Nocleg normalny apartament z kuchnią, łazienką i miejscem do spania. Luksusów nie potrzebowaliśmy, ale nie było źle. Każdy względny komfort miał.

Miejscowość Madonna ładna otoczona z dwóch stron górami. W lekkim zagłębieniu gór wciśnięta. Przeszkadzało to delektowaniem się górami tuż po wyjściu z apartamentu. Po najlepsze kąski trzeba było się wspiąć kilkanaście metrów w pionie. Pogoda optymalna, gorąco, ale jak zjechałem nad Gardę to wiedziałem, że u nas w Madonnie jest przyjemnie. Trasy biegowe dość fajnie. Płaskiego niewiele – jedna ścieżka asfaltowa 3.5km i 2 pętle wokół jeziorek. Same jeziorka klimatyczne. No, ale dość licho do płaskiego biegania. Bieganie górskie? Super, ale tu Was zdziwię – nie jestem w pełni zadowolony.

Generalnie ładne te Dolomity Brenty. Nie są to te same dolomity jakie znamy z Lavaredoo, ale z budowy wyglądają podobnie. Z jednej strony to plus, bo oko napełnione pięknym widokiem, z drugiej strony pojawił się mały problem z dostępnością z przewyższeniami. Szczyty wysokie, ale wyżej niż 2700m ciężko było gdzieś wbiec. Jak już wyznaczyliśmy szlak to się często okazywało, że gdzieś przecina ferratę. Sam się złapałem na tym, że musiałem przerwać interwały pod górę. O dziwo po tygodniu brakowało nowych miejsc do zwiedzania. Zapewne miłośnicy ferrat znajdą coś więcej. Z drugiej strony część szlaków dość zarośnięta i trudna. Nie dla przyjemności tam jednak się znaleźliśmy. Monte Spinale na wysokości 2101m robiło robotę każdego dnia. Kilka stromych szlaków wpadło, a i znalazł się lekko wznoszący się odcinek.
Campo Carlo Magno – za dużo tutaj nie dodam, bo to ta sama okolica położona nieco wyżej od Madonny. To zaledwie 2 km od wcześniejszego apartamentu i nie specjalnie zmieniły się treningi. No dobra. Trochę lepszy widok z okna był i jakoś przyjemniej. Obok pole golfowe i wyciąg na 2500m.
Passo del Tonale – ostatni tydzień naszego pobytu. Mojego i Andrzeja. Akurat jedyny tani nocleg dla dwójki był na tej przełęczy. Dość wysoko bo na 1890m położony kurort narciarski. Fajny dojazd rowerowy. Generalnie pierwsze wrażenie było super. Po jednej stronie ostre góry, a z drugiej sielankowe zbocza z wyścielonymi pięknie pastwiskami. Cisza i spokój. Naprawdę miło było tu przyjechać. Kilka restauracji, hoteli i sklepików. Treningowo problematycznie – płaskich odcinków brak. Górskie szlaki fajne, ale mało rozwiązań. Tu miałem ten sam problem – koniec szlaków, bo ferrata. Na szczęście byliśmy tutaj tylko tydzień, więc to co było nie zdążyło się znudzić. Tutaj udało się wbiec na 3000m więc nie jest tak źle.
Generalnie, żeby tak źle nie brzmiało to. Finalnie było naprawdę fajnie. Urozmaicony trening rowerowo- biegowy dawał radę cieszyć się treningiem każdego dnia. Jeżeli jednak miałbym porównywać wcześniejsze obozy to zapewne wybrałbym Tignes. Warto jednak tutaj zaznaczyć, że nie korzystaliśmy z auta, więc nigdzie się nie przemieszczaliśmy na trening. Więc generalnie nie poznaliśmy wiele potencjalnie ciekawych miejsc, które możliwe, że były parę kilometrów dalej.
Samochód
Jak już poruszyłem ten wątek. Na paliwo, winiety, autostrady wydaliśmy 1990zł. Mój wydatek to ok. 800zł. Przy spalaniu 7.2l na 100km. Udało się parę groszy na blablacar zebrać. Nie jest tak źle. Trzeba zwrócić uwagę, że często bilety lotnicze wypadają drożej. Plus w miejscu docelowym trzeba wydać na wynajęcie samochodu. Wspomnę tutaj o Teneryfie gdzie samolot + wynajem + paliwo był dużo większym wydatkiem niż tutaj na paliwo. Jeden minus jest taki, że koszt amortyzacji jest nie określony. Specjalnie o tym wspomnę, bo akurat teraz mój samochód jest w warsztacie. Niestety po dojeździe do Madonny zepsuł się. Tak to jest z kilku letnim samochodem i niedoświadczonym kierowcą. Na wysokości coś dusiło go i gasł silnik… hipoksja źle na niego oddziaływała.
Jedzenie
Klasycznie już na tego typu wyjazdach – wspólna lodówka, wspólne gotowanie, wspólne jedzenie. Zakupy duże zrobione w Polsce, ale i tak parę razy trzeba było wyskoczyć do sklepu. Sklepy w tych miejscowościach małe, ale dość dobrze wyposażone. Kilka razy zrobiliśmy zakupy w Lidlu, który był położony ok 30min drogi od nas (przy okazji zawożenia kogoś do dużej miejscowości). Ceny w Lidlu atrakcyjne. W małych sklepikach już nieco gorzej. Nie narzekaliśmy, bo jakiś wielkich wymagań żywieniowych nikt nie miał. Rano owsianka lub lekka bułka przed akcentem, obiad klasycznie makaron z pesto, no może czasem z sosem pomidorowym. Kolacja… też makaron. No może czasem naleśniki. Sporadycznie wypad na pizzę – raczej w ramach przywitania lub pożegnania. Generalnie bez jakiś wielkiej rozrzutności.

Wydatki
Licząc wszystkie wydatki paliwowe, żywieniowe i noclegowe wyszedł mi obóz za ok. 4200zł. To jest zadawalająca suma patrząc na moje wcześniejsze wypady. Tutaj też liczę koszty takie jak np. Internet dodatkowy, pamiątki i kawusie na stacji paliw. Myślę, że mniejsza grupa miała znaczenie na rozrzutność. Patrząc na Teneryfie i ciągłe wyjazdy samochodem na trening częściej robiło się małe zakupy z zachciankami.
Trening
Chciałbym napisać coś ciekawego. Jak to niezwykłe treningi wykonywałem na wysokości. Jednakże nic takiego się nie wydarzyło. Po pierwsze dość wysoko spaliśmy i jeszcze wyżej trenowaliśmy, więc też nie mogłem wejść z grubej rury w trening. Z drugiej strony też nie byłem na to gotowy, mimo iż był to obóz. Trzeba pamiętać, że chwile wcześnie dwie setki przebiegłem. Moje ciało nie do końca miało ochotę na mocne napieranie. Liczyłem, że w trakcie obozu trochę odpocznę poprzez wyizolowania się od obowiązków. Jeden problem się pojawił, bo akurat złapała mnie infekcja. Łącznie 2 dni, ale jednak 2 dni byłem osłabiony.

Trening możecie przejrzeć na Stravie, tam wszystkie aktywnosci z Garmina przerzuciłem. Wyszło jakieś 60h treningowych oraz prawie 30 tys. przewyższeń. To może być główny trzon obozu. Ogólnie pobiegałem na wysokości. Dużo wybiegań powyżej 2000m. To samo rowerowo – po prostu dużo rozjazdów. Co do akcentów na urozmaicenie:
30x1min na podbiegu
3x10min na podbiegu
10km II zakres po płaskim + 50min II zakres na podbiegu
2x10x1min na podbiegu 40% z kijami
10x3min
Na więcej nie było czasu albo czasem i zdrowia. A z tym drugim nie ma co się pchać. Więc tak jak mówiłem, że trochę Was zasmucę. Chociaż finalnie jestem zadowolony z tego co zrobiłem. Jakby nie patrzeć 20 dni biegania bez jakiś większych przerw. Co do niewyspania to przypomniał mi się drobny fakt, że ostatni tydzień różnie to było. Mam ważenie, że akurat może to być efekt wysokości 1890m. No dobra. Mam lekki niedosyt, ale taki tyci tyci, bo czuje, że nie zrobiłem zbyt długich rozbiegań. To tyle.
Cieszę się, że miałem możliwość w tym okresie na trenowanie w spokojnych warunkach. Zostały 3 tygodnie do wielkiego biegu jakim jest UTMB. Mam nadzieje, że to dobry czas aby przetworzyć a raczej odpocząć po obozie. Obecnie jest nieźle, chociaż znów mnie złapała infekcja. Wychodzę na prostą, aby za chwilę znów podbiec. Zakończę miłym akcentem. Mam nadzieje, że to będzie miły podbieg bo to przecież Chudy Wawrzyniec.