Zabrałem się za coś, co w prawdzie rzeczy nie ma znaczenia. W sumie to sobie i Wam obiecałem, ale stos spraw, pracy i nałożenia się lenistwa ze zmęczeniem spowodował ciągłe odkładanie. Z tego też powodu pewne rzeczy są zapomniane, a emocje już nie płoną żywym ogniem, a ledwie się żarzą. To z drugiej strony spokój i czas spowodowało, że spokojnie mogłem przemyśleć bieg swój a także zapoznać się z nowymi danymi – chociażby z ITRA czy RMT.
Patrzę na zdjęcia, analizuje wykres na stravie i próbuję przypomnieć sobie co się właściwie wydarzyło w tym właśnie momencie. Zaraz to skleję zapewne…
Start 4 rano?
Chyba tak było, bo jeszcze ciemność zakrywała szlaki. Zapalam czołówkę, która zaczyna migać – to znak, że jest słaba bateria. Moc spada do takiego natężenia światła, że ledwie widzę co jest przede mną. Zapomniałem wymienić baterii. Tylko wzdycham pod nosem i odwracam się z nadzieją, że ktoś jest blisko. Zwalniam, ale cały czas jestem w biegu. Nie jest to pierwszy start na Chudym o tej porze, więc wiem, że zaraz będzie jasno. Może i dobrze, że tak się stało? Może lepiej później zaatakować?
W Mistrzostwach Polski wystartowałem jako drugi zawodnik od końca. Za mną ruszył najlepszy ze stawki według rankingu ITRA – Bartosz Gorczyca. Natomiast za nim ruszyły na trasę dziewczyny w takim samej kolejności, czyli od najmniejszego do największego rankingu ITRA. Potem zawodnicy poza Mistrzostwami Polski. Także moja konkurencja, no ale nieuwzględniani w klasyfikacji Mistrzostw Polski. Jak sami czytacie – garstka osób rywalizowała o złote medale. Patrząc na inne dyscypliny w dobie wirusa to raczej ‘’wszędzie’’ jest tylko ta garstka zawodników.
Tutaj zrobię pierwszy przystanek na statystyczne refleksje.
Kogo zabrakło?
Nikogo nie zabrakło! Kto chciał walczyć o medale Mistrzostw Polski ten się pojawił. Organizator lata świetlne informował o organizacji imprezy Mistrzostw Polski. Także informował o obowiązku posiadaniu licencji zawodniczej. Także zwalniał elitę z wpisowego. A to, że brakowało wielu zawodników, których uważamy za elitę to już sprawa indywidualna. Powodów może być wiele od kontuzji, planów startu w innych zawodach tego dnia, tygodnia, brak chęci wyrobienia licencji, myślenie, że medal jest poza zasięgiem itp. We wcześniejszych Mistrzostwach także regularnie ”brakowało” zawodników, którzy tworzą atmosferę rywalizacji.
Mistrzem nie zostaje ten kto jest faworytem, tylko ten kto dobiegnie pierwszy na metę. To jest jeden z elementów rywalizacji w bieganiu – ah… taki piękny element!
No, ale nie zakończę tego tak. Z drugiej strony moje myśli są skierowane na to, że faktycznie szkoda, że nie przyjechał ten i tamten. Może by inaczej wyglądał przebieg rywalizacji? Może bym ja za szybko pobiegł? A może wyczekałbym i nie zdążyłbym dogonić czołówki? A może bym pobiegł jeszcze lepiej? Może Dominika by mi nie deptała po piętach?
Więc, kogo zabrakło albo kogo i tak nie powinno być? Przeanalizujmy rankingi naszego polskiego produktu – rate my trail!
I tutaj dam Wam zadanie. Sami sprawdźcie kogo faktycznie brakowało? Kto już się nie ściga, a kto jeszcze nie zaczął przygody z ultra? A może kto nie miał planów startowania w tym roku? Kto dbał o zdrowie w dobie kontuzji? No i kto faktycznie rywalizowałby o topowe miejsca? Kto też mógłby utrzeć nosa Leśniakowi? Kto mógłby zostać czarnym koniem tych zawodów. No, ale to już sami oceńcie. Ja tylko zachęcam do zadania domowego. Przeanalizujcie naszych zawodników w Polsce. Znajomość ich to jedno, ale ocena możliwości, atutów biegowych, predyspozycji to druga sprawa.
I siedząc sobie w przerwie od pisania na kibelku naszła mnie jeszcze jedna myśl. A może brakujących zawodników wyciągnąć z list wyników z wcześniejszych Mistrzostw Polski? Sprawdzić kto był w latach wcześniejszych, a teraz ich nie było. To nie jest głupie, tylko pamiętajmy, że Mistrzostwa Polski w Biegu Górskim na Ultra Dystansie to coś innego niż Mistrzostwa Polski w długodystansowym biegu górskim. Poniżej linki do wyników z lat wcześniejszych:
2019
https://wyniki.datasport.pl/results3018/?fbclid=IwAR3Y6V7qQ3kwmy4kNd6LuS1bdx2rXZrxT76tB0R_NGzqIzPMPmgrHCOO2vE
2018
https://bgtimesport.pl/online/open/zaw_id/278/bieg/LUT70
2017
http://live.sts-timing.pl/szczawnica2017/index.php?dystans=1
2016
https://www.biegigorskie.pl/wp-content/uploads/2016/09/100km.pdf
2015
https://www.biegigorskie.pl/wp-content/uploads/2015/09/100km.pdf
2014
https://www.biegigorskie.pl/wp-content/uploads/2014/09/100km_v2-1.pdf
I tutaj to samo zadanie domowe należy wykonać w taki sam sposób. Proszę o uważne przeglądanie wyników. Tych na przykład z 2015 roku. Także też proszę zwrócić uwagę jak młode są Mistrzostwa Polski w Biegach Górskich na Ultra Dystansie. I oczywiście zaznaczę, że proszę nie mylić ich z inną konkurencją. I pamiętajcie: Gdyby babcia miała wąsy, to by była dziadkiem :)
Gdybym wbiegł na metę z Bartkiem przegrałbym o 10 sekund. Natomiast gdybym wbiegł z Dominiką Stelmach przegrałbym o 40 sekund. To ważna kalkulacja i tym wstępem wchodzimy do relacji z mojego Chudego Wawrzyńca.
Przebieg zdarzeń!
Po drugim kilometrze asfaltowego odcinka wyprzedziłem wszystkich przed sobą. Trochę szybko załatwiłem sobie miejsce z przodu. Kilometry w tempie 4:02 i 4:15 są dość żwawe, aczkolwiek miałem wrażenie, że komfortowe. Biegnę dalej z Rafałem Kotem, a to za sprawą wspomnianej na wstępie wpadki z latarką. Dostosowuje się do niego. W sumie jego światło wystarcza i dla mnie. Mimo, iż od dłuższego czasu jasno się zrobiło to nie oderwałem się od Rafała. Adrenalina opadła, trzeźwe myślenie uruchomiło się. Zostałem i czekałem, aż coś się wydarzy.
Mój główny rywal, na którego czekałem leciał właśnie za mną. Trochę zastanawiałem się jaki będzie miał plan na te zawody mając w nogach start z przed tygodnia. Niemniej jednak, był on dla mnie głównym konkurentem. Jakby narzucił mocne tempo to chciałem biec z nim, jakby spokojnie biegł to chciałem być kilka metrów przed i zacząć przyśpieszać po połowie dystansu – czekając na sytuację co się wydarzy. Chodzi oczywiście o Bartka Gorczycę.
Plan ciut się zmienił, bo wtem wkroczyła ona. Kompletnie napalona na rywalizację.
Teraz to ona nadawała tempo. Mimo, iż była za plecami. Tak, czułem presję biegania szybciej na tym odcinku. Nie na tyle szybko, aby uciec, ale na tyle, żeby jednak prowadzić bieg. Szczerze na tą chwilę obstawiałem, że tylko chwilę razem pobiegniemy. Akceptowałem to, iż, jest spokojnie dla mnie i obecny odcinek był szybki biegowo. Niemniej jednak nie obstawiałem, że Dominika tak długo będzie utrzymywać takie tempo. Chodzi oczywiście o Dominikę Stelmach.
Patrząc na to teraz, to było najlepsze co się wydarzyło na tym biegu. Równe, żwawe tempo, a zarazem nie zakwaszające. Po kilku kilometrach wspólnych Dominika przejęła prowadzenie. Nawet na zbiegach zbytnio nie zbierałem się do żwawszego puszczenia nóg. Lecimy na prowadzeniu i jest okej. To ważne co teraz napiszę. Mój bezpośredni rywal był za mną i to na nim się skupiłem w tamtym momencie. Z Dominiką współpracowałem i była dla mnie w tej chwili partnerką biegową. Mimo iż ten sam bieg to walczyliśmy o inny medal, ale z tego samego kruszcu.
Biegliśmy teraz razem. Głównie to ja za plecami Dominiki – trochę z faktu, aby nie przeszkadzać jej w biegu. Prowadząc czułem presję mocniejszego biegu. Siedziałem teraz na plecach i nagrywałem dla kumpli głupie filmiki. Stwierdziłem, że póki nikt się nie dołączy z mężczyzn do rywalizacji na tym etapie to nie ma sensu się spinać. To jeszcze za wcześnie na atak, to za wcześnie na analizowanie. Miejscami jestem aniołem stróżem i wskazuje Domi poprawną drogę biegu. Może kilka sekund by straciła na tym.
Na przełęczy Przegibek dobiegłem chwilę za Dominiką. Ona ciut dłużej siedziała na samym punkcie. Ja szybko uzupełniłem bidony, ugryzłem arbuza i uciekałem dalej. Przy wybiegu spotkałem Bartka, którego zachęcałem do dołączenia. Trudno powiedzieć, ile miałem przewagi, ale może minutę? W ogóle sam dobieg do tego miejsca był dość żwawy patrząc na wcześniejsze edycje. Ja miałem zaburzone trzeźwe myślenie, gdyż tempo mi odpowiadało, gdyż nie analizowałem międzyczasów i biegła ze mną kobieta. Więc cały czas myślałem, że jest mimo iż noga się kręci to jest to spokojne tempo.
Dominika zaczęła odklejać się. Miejscami nawet zniknęła mi z oczu. Myślę, że tutaj byłem lekko zmęczony. Może odpłynąłem gdzieś myślami? Szybko jednak nadrobiłem stratę na zbiegu Wielkiej Rycerzowej. Od tego momentu czułem wyraźnie, że lepiej czuję się na zbiegu. To mnie trochę uspokoiło. Na 43 km przy stromym podejściu sprawdzam kontrolnie, ile mam przewagi nad Bartkiem? Wydaje mi się, że powiększyłem stratę. Lampka rywalizacji i strachu już mi się włączyła. To już przecież połowa dystansu. Z Dominiką jeszcze biegniemy kilka kilometrów. Do podnóża Oszusta jest mocno biegowo, więc idzie nam to żwawo. Samo wejście robię już szybciej i w tym momencie bez słowa odłączam się od mojej koleżanki. I tak to był długi wspólny bieg. Nie podejrzewałem, że będzie nam dane tak długo biec. Myślę, że dla niej także to była świetna robota motywacyjna.
Uciekam na zbiegu i staram się luźno puszczać nogę przed siebie. Czuję, że muszę trochę uciec i wykorzystać fakt zbiegu. Może Bartek pomyśli, że jestem w pobliżu Dominiki jak ją zobaczy? A ja już będę daleko przed. Myślę cały czas o strategii przy wyjściu z kolejnego punktu. Robi się gorąco i nieprzyjemnie dla organizmu.
Przełęcz Glinka 5h 43min?
Oj teraz właśnie sobie uświadomiłem, że to żwawe tempo jest. Nawet przez chwilę myślałem, że na rekord biegnę. Chociaż to nie prawda była. Niemniej jednak żwawo. Na punkcie zostaję dłużej. Postanawiam dobrze się nawodnić i uzupełnić bidony. Dodatkowy bidon zalewam. Dobiega Dominika w momencie jak już wychodzę z punktu odżywczego. Lekko się uśmiecham i obserwuje dalej w głąb lasu czy czasem Bartek nie nadbiega. Łukasz już na niego czeka, więc dodatkowo mnie to motywuje i stresuje. Znikam w głębi lasu bez wiedzy gdzie jest mój potencjalny pogromca…
Jestem pierwszy i mam około 20 kilometrów do mety w tym połowa to fajny zbieg. Coraz częściej obserwuje co się dzieje za mną. Szukam wzrokiem jakiegoś punktu, który choć trochę przypomina mi biegacza. Nie ma, ale to mnie coraz bardziej stresuje. Zmęczyłem się. Zwalniam i pozwalam sobie na marsz. Przynajmniej 3 minuty to nikt za mną nie jest. Tak obliczam na podstawie swojej obserwacji. Korzystam z wyposażenia obowiązkowego jakim jest telefon. Szukam wyników z punktów i nic nie ma. Dzwonię po znajomych i pytam jak tam Bartek za mną. Nikt nic nie wie. Stresuje się, że nie wiem, ile mam przewagi. Mam informacje, że Robert Faron ponad 20 minut za mną. Ja nadal nie akceptuje informacji, że Bartka może już nie być w rywalizacji. Po kilkuset metrach analizuje tą informację i oswajam.
Zdycham, ciśnienie spadło. Nie ma Bartka, nie ma biegania. Jeżeli mam 20 minut przewagi to mogę spokojnie wejść na Trzy Kopce. Robię to. Daje uwieźć się pokusie. Spokojnie sunę do góry, bez emocji. W pełnym spokoju ale ogarnięty lekkim tłumiącym w głowie zmęczeniu. Apatia i znużenie. Wewnętrzne okrzyki: ‘’Dawaj! Jeszcze powalcz o wynik!’’ nic iż nie wskórają. Ja właśnie dałem się przytulić myśli, że mogę sobie pozwolić na chwilę odstąpienia od biegu w dyskomforcie.
Poruszam się jak najmniejszą linią oporu. Mam Trzy Kopce i jestem wewnątrz siebie szczęśliwy. Także odwodniony…
To bardzo ciekawe, bo za sto metrów schodzę na bok i sikam. Odpoczywam przy okazji. Jaka to ulga, że mogę na chwilę się zatrzymać. Biegnę za chwilę dalej. Wyłania się Rysianka. To ostatni ważny podbieg. Wbiegam na istną patelnię – skwar z nieba. Bidony już prawie puste. Zostawiam kilka kropelek na czarną godzinę. Zawsze może wydarzyć się coś niespodziewanego. I tak się dzieję właśnie…
Odwracam się, aby upewnić się czy aby zbiegnę sobie spokojnie. I dowiaduję się, że muszę jednak pomachać nogami. Wtem wyłania się właśnie ona – kompletnie napalone. Ta dziewczyna nie da mi dziś spokoju – chyba to oznajmiam uniesionymi ramionami w kierunku jej. Zbliża się na metr lub dwa. Bez słowa chyba już wiemy co się wydarzy.
Spieprzam!
Dominice wspominałem, że aby wygrać muszę być przed nią 40 sekund. Właśnie teraz próbuję to zrobić. Wychodzi mi to w tym momencie topornie. Mamy 10 kilometrów do mety i czuję przez chwilę, że może to być ciężka sztuka. No bo ja nie czuję chęci rywalizacji, a ona może czuć krew aby wygrać taki bieg. W dodatku postanawiam zboczyć do schroniska po wodę. Dostrzegam w oddali kranik wystający z boku budynku. Oblewam się świeżą wodą i uzupełniam bidon. Liczę na to, że jest świeża…
Patrząc kątem oka, widzę, że Dominika leci dalej, ale po czym ostro skręca i robi to samo co ja! Uf, dzięki Bogu!
Spieprzam!
Jest lekko w dół i faktycznie zaczynam uciekać. Kilometr dalej sprawdzam. Odkleiłem się. Czuję teraz spokój. Zbiegam spokojnie. Zmęczony jestem, ale wiem, że to już jest moje. Zapas na zbiegu jeszcze mam, więc raczej tłumaczę sobie to, że nawet jakby Bartek pojawił się za mną to jestem wstanie wygenerować siły aby rozpędzić się mocno w dół. Tylko bym musiał dosyć wcześniej go zauważyć. Tak sobie głupio policzyłem, że chociaż minutkę potrzebowałbym przewagi…
Głupie myśli przychodzą mi do głowy. Meta się dłuży. Benek dzwoni, kiedy będę na mecie a ja myślę, czy dobrze się czuję. Bartka nie ma za plecami, Dominiki z resztą też, mam jeszcze 2 kilometry do mety i czuję się dobrze.
Jest meta!
Zapomniałem się ucieszyć, że właśnie zdobyłem Mistrzostwo Polski, w dyscyplinie którą wybrałem ponad 10 lat temu. Cieszę się bardzo! Trochę adrenalina mi opadła za wcześnie i na mecie po prostu czułem zmęczenie. Kilka minut za mną wbiega Dominika. Jest to godny uwagi wynik. W historii Chudego były już wysokie miejsca kobiet w Open. Tutaj dochodzi fakt pobicia rekordu trasy i świetny czas w ALL TIME Chudego. Także to było fenomenalne w wyniku Dominiki. Bo przypomnę, że w historii Mistrzostw Polski już były przypadki wysokich miejsc kobiet. Historia pamięta, kibice trochę mniej…
Co zabawne mamy znów te same medale co 2 tygodnie wcześniej! Tylko tym razem złote.
TOP3:
1. DOMINIKA STELMACH 08:22:44
2. PAULINA TRACZ 09:01:04
3. EDYTA LEWANDOWSKA 09:26:39
1. KAMIL LEŚNIAK 08:16:59
2. ROBERT FARON 09:00:57
3. RAFAŁ KOT 09:05:04